Czym jest Mortmartre? Niczym. Czym powinien być? Wszystkim!” – wykrzykiwał Rudolf Salis, właściciel słynnego kabaretu Le Chat-Noir. Henri de Tolouse-Lautrec u niego bywał, ale specjalnej sympatii do właściciela nie żywił. Lautrec kochał autentyczność, a Salis był reklamowym ekshibicjonistą. „Montmartre, miasto wolne, Montmartre, święte wzgórze!” wykrzykiwał Salis, w gruncie rzeczy nie zdając sobie sprawy, czym była dla artystów i życiowych rozbitków owa mekka, „karmicielka pokoleń złaknionych ideału”.
Montmartre gwałtownie zaczęło zmieniać się właśnie w czasie, kiedy Lautrec opuścił arystokratyczne cité du Retiro w centrum miasta i przeniósł na ulicę Fontaine, w pobliże wzgórza. 20 letni wtedy artysta na własne oczy widział, jak wraz z budową Basilique du Sacré-Cœur znika święty spokój i oblicze Wzgórza. Dziś nie wyobrażamy już sobie Paryża bez górującej nad nim białej bryły bazyliki, budzi zachwyt, ale wciąż jest w jej eklektyzmie coś z nieautentyczności Salisa…
Autentyczny pozostaje za to duch snującego się ulicami niskiego kaleki, który sepleniąc i śliniąc się niekontrolowanie wykrzykiwał w dziecięcym zachwycie: niezłe! świetne, co?! Toulouse-Lautrec nie miał 142 cm wzrostu, jak chce Wikipedia. Miał 152. Ostatni pomiar na domowej Le Mur des Lamentations, ścianie płaczu, pokazał tyle latem 1882 roku
Mam świadomość, że „ten” Montmartre umarł pod koniec XIX wieku. Dogorywał wraz z tym, jak kolejno padały kabarety, jak Salis sprzedał drugiego „Kota”, jak Oller (ten do Moulin Rouge) otworzył słynną Olimpię nie na Montmartre, a przy Boulevard des Capucines, jak Bruant (właściciel kabaretu Mirliton) zarobił tyle szmalu, ze stać go było na pałac gdzie indziej, który zresztą kupił. Dogorywał w końcu po tym, jak Lautrec opuścił burdele Montmartre i zamieszkał najpierw pod dużym numerem przy Rue d’Anjou, a potem w luksusowym przy Rue des Moulins* .
Mam świadomość, że dziś to jedynie … siła legendy. Było jednak w niej coś niezwykłego, co przetrwało. Nowe Ateny… któż dziś o nich pamięta, poza specjalistami? A Montmartre trwa. Per analogiam: jechałem kiedyś z dziećmi przez Sherwood Forest. Dziś została z niego „kępa drzew”. Wiemy, ze Robin Hood nie istniał, ale nawet gdyby nie był tylko legendą, to przecież minęły setki lat… a mimo to wszyscy z zaciekawieniem spoglądali przez okna, tak na wszelki wypadek, gdyby się pojawił. Z Montmartre jest tak samo. Głęboko oddychamy legendą.
(*) dużymi, większego formatu numerami oznaczano w Paryżu domy publiczne.
Zapraszam do Paryża, opowiem Państwu niezłą, świetną historię! Wszystkie zdjęcia są zawsze moje. Jeśli ktoś chce korzystać – śmiało, ale proszę oznaczać autora. Tak jest uczciwie,
Suivez-Moi! Tomek Jungowski