Prawie ostatni. Ostatni mawia się na wyrost. Jest ich w stolicy jeszcze całkiem sporo, ale ten największy na świeżym powietrzu jest rzeczywiście wyjątkowy.
Bukiniści nie są wpisani na listę UNESCO, choć bardzo tego pragną i usilne czynią starania. Kiedy w 1991 roku do listy dopisano mosty, nabrzeża i brzegi Sekwany w historycznej części jej biegu (między Pont de Sully i Pont d’Iéna) oraz dwie wyspy Île de la Cité i Île Saint-Louis – ktoś uznał, że skoro księgarze-handlarze po przewrocie termidoriańskim opanowali nabrzeża rzeki, to ich również wpisano. Niestety, to tak nie działa. Ileż wieczorów poświęciliśmy na picie wina zrastając się z nadsekwańskimi brzegami i tworząc jedność! Chciałby się rzec, że z tego imprezowania habilitację mamy, a mimo to – poza kartoteką policyjną – nigdzie nie figurujemy. Nie ma się czego wstydzić! Towiańskiego policja z Francji deportowała, Mickiewiczowi podstawiła szpicla – Manarda, a nam jedynie zwrócili uwagę, że wino ciepłe, to pewnie paskudne.
Bukiniści wpisani na listę Francuskiego Dziedzictwa Narodowego (patrimoine français) dopiero teraz, w lutym 2019 roku – wyruszają na podbój świata. Intencje mają dobre, bo jak podkreśla prezes stowarzyszenia księgarzy Zielonych Wagonów – Jérôme Callais w rozmowie z Le Parisien – czas skończyć z chińskim badziewiem turystycznym wypełniającym budy. Księgarz ma być księgarzem, a nie sprzedawcą wisiorków.
Wszyscy chyba słyszeli już tę historię: średniowieczne flamandzkie boek oznaczające książkę, potem boeckin oznaczające jej tanią wersję nazwaną z francuska boucquain – zmienione w XVI wieku na bouquin i w koniec końców 1752 rok, kiedy słownik Trévoux użyje po raz pierwszy definicji księgarza – bouquiniste. Etymologiczna nuda.
Znacznie ciekawsze jest, dlaczego zielone wagony nie mogą mieć więcej, niż 210 cm wysokości, dlaczego goniono ich z mostów, zakazywano sprzedaży, z jakiego powodu wrócili na nabrzeża Sekwany po przewrocie 9 Thermidora, po Wielkim Terrorze i co głodujący Paryż sprzedawał w zimie 1794 roku pod bliźniaczo z bouquin brzmiącą nazwą. Na pewno nie były to książki. Nie tylko książki.
Opowiem w trakcie spaceru po mieście.
Suivez-Moi! Tomek Jungowski