Badałem kiedyś w Perugii cykl fresków Cuda św. Ludwika d’Anjou (królewskiej gałęzi rodu Ludwika IX Świętego), które w Capella dei Priori wymalował arcyzdolny Benedetto Bonfigli. Przy okazji – bo dzieła zacne – zająłem się po sąsiedzku przedstawionym obrazem samego miasta. Jakimś cudem dotychczasowi badacze pomijali szczegół, który dostrzec można dopiero na rozjaśnionych zdjęciach dużej rozdzielczości. W kaplicy – choć lampy mi wszystkie włączano – wciąż panuje półmrok. Paradoks. Nie widać ognia w ciemności.
Perugia na freskach dymi w cholerę. Przypadek, czy związek papiestwa z Kapetyngami i Francją. Sztuka utylitarna, malowana na zamówienie, rzadko bywa przypadkowa. Konklawe w Perugii było kilka, ale wysoce prawdopodobne, że Bonfigli przemyca i przywołuje w ten sposób to wyjątkowe, z 1305 roku, kiedy głową kościoła obwołano Francuza. Nie wiemy, kiedy dym zaczął oznaczać wybór papieża, wspomina się o XVII wieku, nie można jednak wykluczyć, że gdy powstawał cykl fresków (II połowa XV wieku) – niczym dziś z polecenia prezesa – palono już w piecu byle czym, a kopcący zwyczaj oznajmiania wyboru papieża był malarzowi znany.
W 1305 roku konklawe w Perugii wybiera papieżem arcybiskupa Bordeaux, Bertranda de Got, który przyjmie imię Klemensa V. Po jedenastu miesiącach obrad zostanie pierwszym papieżem doby Niewoli Awiniońskiej.
Żadna tam niewola. Siedzieli w Awinionie, bo chcieli.
Rzymu się bali, bo tam papieży lali po pysku, niczym Sciarra Colonna Bonifacego VIII, którego pojmanie i w konsekwencji śmierć przyspieszy przenosiny dworu papieskiego do Francji. Nie. Nie zabili go. Wziął się przejął i umarł. Z nerwów.
Klemens V wzywa kardynałów do Lyonu i tu przyjmuje tiarę 14 listopada 1305 roku (Wikipedia myli się o jeden dzień). Triumfalny pochód pontyfikalny wchodzi w wąską uliczkę, przy której piętrzy się wysoki mur oblepiony żądnymi widoku papieża i króla. Mur runął wyrzucając papieża z siodła, ciężko raniąc brata króla Filipa IV Pięknego, zabijając księcia Bretanii i jednego z braci papieża. Rzecz znamienna, jak bardzo pożądane to było rządzenie. Papież w pierwszej kolejności wyciąga spod gruzów tiarę i wśród jęków rannych zakłada ją na głowę.
Żeby ukoić skołatane nerwy i spać spokojnie – postawili sobie papieże w Awinionie pałac. Niewielki. Niewysoki. Gościnny. Frontem do gości. Złoty a skromny.
O Pałacu Papieskim jest wiele pięknych historii.
Koledzy wpadli kiedyś na pomysł, że założą fundację dla żonatych mężczyzn. Wolni w Niewoli. Biorąc pod uwagę, jak wyglądał mariaż królów Francji z papieżami awiniońskimi – nie było to wcale takie głupie.
Suivez-Moi! Tomek Jungowski