Type and press Enter.

Luwr. Wilki jakieś.

Przewodnik po Luwrze

Często powielana przez popularne przewodniki zagroda dla wilków to raczej pobożne życzenie niż prawdziwe pochodzenie nazwy Luwru. Etymologia saksońska, przywleczona z północnej Galii wraz z wędrówkami plemion germańskich zakłada, że nazwa pochodzi od lauer lub lower oznaczającego tour de guet – wieżę obserwacyjną, strażniczą. O tyle to prawdopodobne, że w IX wieku, którego teoria dotyczy – teren dzisiejszego Luwru takową wieżę posiadał, co potwierdzają opisy.

Francuzi chcą rzecz jasna rodzimego pochodzenia nazwy, dlatego twierdzą, że kiedy Filip August postanowił w 1187 wybudować fortecę chroniącą północno zachodnią część Paryża przed wrednymi Normanami – przy okazji stworzył potężne ouvrage (dzieło) pod postacią donżonu, który informował też swoich, żeby królowi nie podskakiwali. Stąd już niedaleko. Pochodne od ouvrage miałoby być l’ouvre, jak mawiało się kiedyś, czy l’oeuvre, jak mawiamy dziś. To najbliższe memu sercu tłumaczenie, bo choć cholernie pokrętnie, to jednak usprawiedliwia ponad 600 tysięcy zgromadzonych tu przez wieki dzieł sztuki – œuvres d’art.

Lupara pochodzi od lupus. Luwr po łacinie nazywano Turris Lupara – Wieżą Wilka i nic w nazwie dziwnego, jeśli wcześniej był tu las, a w prawie każdym lesie żyły wilki. Jak u Tarantino: – Co jest w Meksyku? – Meksykanie. Proste. Badacze potrafią jednak skomplikować najprostsze rzeczy. Nazwę wieży tłumaczono wtórnie z łaciny na francuski jako Tour Louvière, więc topolodzy wymyślili sobie, że do Paryża dopasują lotaryńskie znaczenie Louvière określające dół vel zagrodę do łowienia tych uroczych kuzynów mojej Celiny – buldoga, francuskiego rzecz jasna. Lotaryngia językowo w cholerę daleko, ale niech im jest. Jeszcze inni wieżę widzą jako schronienie dla polujących na wilki myląc Louvière ze słowem Louveterie, które bandę samych myśliwych, bądź ich siedzibę oznaczało.

Wersja z wilkami jest lansowana, bo kto kupi te wcześniejsze saksońsko-francuskie nudy. Lew może być sobie królem zwierząt, ale widział ktoś kiedyś wilka w cyrku? Kiedy ministrowie Ludwika XV dowiedzieli się, że Marię Antoninę przygotowującą się do roli żony Ludwika XVI języka uczy dwóch francuskich komediantów – szlag ich trafił. Oburzona poczta dyplomatyczna szła z prędkością dzisiejszego maila. Żadnego cyrku!

Wilk to co innego. Niezależne dziecko nocy. Może mieszkać w Luwrze. Profesor Grzybowski opowiadał, że Henryk III Walezy, kiedy przyjechał do Krakowa wspominał coś o tym, żeby mu na Wawelu furtkę zostawiać otwarta, którą nocą będzie mógł się na panienki wybierać. Zew Krwi. Natury nie oszukasz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *