Mustum Ardens – gotujący się moszcz. Jeśli przyjąć, że od tego wzięła się nazwa „musztarda” – to restauracje popadają, bo nikt tego nie tknie. Znacznie przyjemniejsza jest wersja, że król francuski za pomoc w tłumieniu powstania we Flandrii nagrodził Dijon herbem z napisem Moult Me Tarde – „wielu na mnie czeka” (w Dijon). Cytując Shreka – no to se jeszcze poczeka, bo wojsko obarczone łupami wracało do domu powoli, często goszcząc w mordowniach pełnych alkoholu i kobiet. Wersja o wojsku przepuszczającym szmal na dziewczyny i alko, to rzecz jasna – tfu – wrogie pomówienie, podobnie, jak paryska wersja, że mieszkańcy Dijon to wieśniaki, dlatego litery przepisując gubili, aż z kompletnej sentencji zostało im Moult Tarde.
Dijon widzi to bardziej romantycznie: mieszkanki miasta widziały w oddali sztandary szybko powracających z Flandrii wiernych mężów. Wiatr, który powiewał zwycięskimi flagami pozawijał je tak, że w inskrypcji „me” zostało ukryte, a miasto wszem ogłosiło, że wraca zwycięska armia Moutardierów.
Motto Dijon do dziś pozostaje niezmienione, zmieniła się za to sama musztarda. W 1742 roku powszechnie stosowany kwaśny ocet, który wykrzywiał twarz w grymasie cierpienia, zastąpiono winnym burgundzkim tworząc w ten sposób znaną dziś Moutarde de Dijon.
Pisarz François Rabelais nazywał musztardę naturalnym balsamem, ale bierzemy na niego poprawkę, bo choć zdarzały mu się chwile rozbrajającej szczerości (sam Francuz, to lud Paryża nazywał lekko przygłupim) – bywał zwykłym wazeliniarzem i prawdę łagodził. Dijon kojącego baume nie przypomina. Jest Fine et Forte! Mocna i ostra, dlatego trzeba ją często zaciągać miodem, wtedy daje niesamowity efekt.
Na paryskiej Île de la Cité, na skrzyżowaniu nieistniejących już dziś Rue Neuve-Notre-Dame z rue de la Juiverie znajdowała się słynna speluna – La Pomme de Pin, gdzie jeszcze w XV wieku poeta François Villon łykał słynne już wtedy wina z Baune , które dziś idealnie komponują się z królikiem w miodzie i musztardzie z Dijon. – La Pomme de Pin już dawno nie ma, ale znam sporo wciąż istniejących spelun i mordowni paryskich, gdzie serwują najlepsze żarcie. i wyśmienite króliki. Zapraszam, pokażę.
A historię tego tańczącego w rondlu to już opowiem przy Cabaret des Assassins.