Type and press Enter.

Le Pas Sage – Galerie Vivienne

Nasze miasta zaludnione są zapoznanymi sfinksami, które nie wstrzymują kroku zamyślonego przechodnia. […] Nowoczesne światło niezwykłości – oto co go zatrzyma. Panuje ono zdumiewająco w krytych przejściach ulicznych, […] które nazywa się niepokojąco p a s a ż a m i, jak gdyby nikomu nie wolno było zatrzymać się dłużej niż chwilę. […] paserskie skrytki, gdzie przechowano wiele współczesnych mitów, bo dzisiaj dopiero, gdy zagrażają im oskardy, stały się one prawdziwymi świątyniami kultu chwili przelotnej, widmowym krajobrazem rozkoszy i wyklętych zawodów, niepojęte dla wczorajszych dni i dla jutra, które nigdy ich nie pozna.

Louis Aragon, Wieśniak Paryski.

W połowie XIX wieku, w warsztacie dekoratora w Dzielnicy Łacińskiej, odnalazł się pożółkły, poplamiony i postrzępiony rękopis, wedle którego bien longtemps avant, na długo przed tym, zanim na terenie graniczącym z posiadłościami radnego paryskiego Louis’a Vivien postawią budynki dzisiejszej galerii – wybudowano tawernę, którą z rzadka odwiedzać będą podróżni. Najczęściej z braku innego miejsca do spania lub zaskoczeni paskudną pogodą. Okolica była podła, po drugiej stronie drogi rosła kapusta i szczaw, szału nie było, eleganckiej klienteli również. Mordownia zyskała miano Taverne des petits Chants, ze względu na rozlegające się do późna w nocy pijackie śpiewy. Muzyka wcale nie łagodzi obyczajów. Wśród pijących dochodziło do częstych awantur i bójek, które niejednokrotnie prowokowane były przez rzezimieszków z pobliskiej rue Vide Gousset (ulicy Opróżnionej Kieszeni). Kradli tam na potęgę. W galerii Vivienne, pośrodku rotundy, pod kopułą zdobioną nimfami i boginiami stała kiedyś figura Merkurego – patrona handlarzy, ale i złodziei. Dziś przed świętami stoi tam choinka. Merkurego szlag trafił, pewnie patrona ukradli. Zniknęły też nimfy, boginie i cztery potężne posągi stojące niegdyś przy wejściu do galerii.

Okolice współczesnego, eleganckiego Place des Victoires w ogóle jakoś szczęścia nie miały. 24 sierpnia 1572 roku, sto metrów dalej, na rogu ulic La Vrillière i Croix-des-Petits-Champs, wtulony w zakrwawione zwłoki swojego ojca, szukając ratunku przed katolickimi oprawcami nocy św. Bartłomieja, udaje martwego 14 letni chłopiec, przyszły marszałek Jacques Nompar de Caumont, duc de la Force. Ten sam, który 38 lat później będąc świadkiem zabójstwa Henryka IV będzie krzyczał do umierającego króla:

Ah Sire, souvenez-vous de Dieu! Wasza Wysokość! Pamiętaj o Bogu!

Tym protestanckim rzecz jasna, którego Henryk się wyrzekł, bo Paris vaut bien une messe. Paryż wart był mszy.

Wracamy do miejsca, gdzie dziś stoi Galeria Vivienne. Kto tym bajzlem karczemnym zarządzał? Nie wiadomo, ale ponieważ pod latarnią najciemniej – legenda podpowiada, że connétable d’Amaury, któremu wierność przyrzekała piękna żona – Marguerite de Champfleury. Był jeszcze kawaler Tiggelin, nieszczęśliwie w Małgorzacie zakochany. On popełnił samobójstwo, ją znaleziono martwą pod portretem męża. Podziemny korytarz prowadził kiedyś od klasztoru Petits-Pères do kaplicy, której fundamenty dziś –  od strony rue Vivienne – stanowi część pasażu. Pochowano w niej zwłoki nn. starszej kobiety i nieszczęsną Małgorzatę. Niejedyne to zwłoki i romantyczne historie – jak się zaraz okaże – które dziś depczemy w Paryżu.

Przed 1823, zanim na trupach hôtel du président Vanel i hôtel de Bautru de Serrant rozpoczęto konstrukcję pasażu – od strony rue Neuve-désPetits-Champs i miejsca obecnej rotundy rozciągał się ogród zajmowany przez sławnego restauratora Grignon’a, Zdumiewający magnetyzm gastro. Do dziś można tu przyzwoicie zjeść, choć to już zasługa pewnego sprawnego notariusza zajmującego pomieszczenia na piętrze, który przyciągnął elegancką klientelę i zadbał o wątpliwą wcześniej reputację tego miejsca. Prezes Izby Notarialnej, Louis-Auguste Marchoux vel Marcoux kupi wkrótce wszystkie budynki, które dziś Galerię Vivienne tworzą, skupi w niej najwspanialsze sklepy i namówi rzeszę obcokrajowców do zabrania z Paryża najdroższych towarów. Kręciło się i to dobrze, bo córkę, Hermance Marcoux, przejmującą biznes ojca stać już było na zostanie hrabiną de Caen. Zakochana w malarstwie, rzeźbie i artystach (brak informacji do jakiego stopnia w tych ostatnich), umierając w 1859 r., przekazała galerię i cały swój majątek Instytutowi, który przez lata fundował stypendia 3000 i 4000 franków artystom wyjeżdżającym dojrzewać twórczo w Rzymie. Przez ścianę z Galerie Vivienne mamy dziś w Galerie Colbert siedzibę INHA –  L’Institut national d’histoire de l’art, ale to akurat przypadek.

Pod numerem 23 panie Belot edukowały młode dziewczęta, pod 61 Delrieu produkował parasole, a pod 11 Bonhomme je sprzedawał, pod 48 Cesconi wpychali tapety, pod 44 pani profesor Coquentin uczyła Paryżan angielskiego. Pod ósemką pani Lebref sprzedawała gorsety, a jak za mocno je związała i klientka mdlała, to pod trzynastką i piątką byli lekarze. Dentysta i chirurg.

Eugène-François Vidocq świetnie zagrany przez Gérarda Depardieu wdrapywał się w 1840 roku na piętro, pod trzynastkę, wspaniałymi, do dziś zachowanymi schodami. Żeby stworzyć współczesną kryminalistykę i zostać szefem Sûreté Nationale trzeba mieć doświadczenie. Vidocq miał wszechstronne. W wieku 13 lat podpieprzył i sprzedał srebrne sztućce rodziców. Później ukradł im oszczędności – 2000 franków, za które chciał kupić bilet na statek płynący do Ameryki, ale się nie udało, bo tym razem jego okradli. Za fałszowanie dokumentów skazali go na osiem przymusowych lat ciężkich robót, co jednak nie przeszkodziło mu zostać szefem policji i przyjaźnić się z Hugo, Balzakiem czy Eugène Sue, twórcą Tajemnic Paryża, który przestrzegał, by w niektóre miejsca stolicy się nie zapuszczać, bo najpierw cię tam pobiją, a potem zjedzą.  

Były szef prywatnej policji bezpieczeństwa, którą kierował przez dwadzieścia lat z niekwestionowanym sukcesem – jeśli wierzyć inskrypcji na papeterii – przydałby się dzisiaj, żeby rozwikłać zagadkę wspomnianych nieszczęśliwych kochanków. Legenda w całości pochodzi z wydanej w 1851 r. książki znalezionej w archiwach Bibliothèque nationale de France. Autor Physiologie de la galerie Vivienne et des deux pavillons […] dowodów nie ma żadnych, ale mamy mu uwierzyć na słowo. Fundatorem galerii był Louis-August Marchoux a autorem książki Eugène Houx-Marc, o którym nawet BnF niewiele wie. Anagramowe podobieństwo nazwisk. Czyżby mistrzowie marketingu, którzy Galerie Vivienne tworzyli wiedzieli również, że nic tak nie podnosi sprzedaży popcornu w kinie, jak wpleciona w handel zmyślona historia miłosna i trup ścielący się gęsto? Nie przeszkodziło im to brać dodatkowo 25 centymów za każdy sprzedany egzemplarz książki, choć gęsto tam od reklam opłaconych już przez wynajmujących pomieszczenia w galerii.

Le Pas Sage. Gra słów. Znaczy tyle co pasaż lub niepoprawny, niegrzeczny. Etymologia zobowiązuje.