Type and press Enter.

Pasaże Les Pas Sages – Palais Royal

Złote lata minęły bezpowrotnie. Nie ma tu już dziwek, cafés de Foy, de Corazza, de Valois, du Caveau, jest Rada Stanu, Rada Konstytucyjna i Ministerstwo Kultury. Dziś tylko netfliksowa Emilie przychodzi tu jeść sałatki. Kiedyś budki z piwem na narożach przeszklonego cyrku, staw, miejsce do gry w kręgle i armata. Przewodnik po Paryżu zaprasza.

21 czerwca 1667 roku matematycy Akademii w dzień przesilenia letniego wyznaczyli Le méridien de Paris. W tym samym, XVII wieku, monsieur Rousseau skonstruował i ustawił w ogrodzie Palais Royal specyficzny zegar. Soczewka ustawiona na osi południka paryskiego przechodzącego przez dziedziniec dokładnie w południe odpalała armatę, dzięki której regulowano w mieście zegarki. Huk wystrzału potęgowany murami dziedzińca przebudowanymi przez Louis’a-Philippe’a-Égalité niósł się po całym Paryżu. Pałac był sercem. Sercem prostytucji, hazardu i gastronomii. Ironia losu – Ludwikowi Égalité przed ścięciem na gilotynie strażnik więzienny odmówił ostatniego posiłku. Dziś na dziedzińcu ustawiono na pamiątkę maleńką sygnałówkę. Nie działa, godzinę i tak wszyscy sprawdzają w telefonach, a południki Paryż ma dwa. Ze swojego nie zrezygnował, Greenwich przyjął z łaską.

Piętro Palais Royal zajmowały burdele i knajpy, w których niczym w pomieszczeniach sejmowych zainstalowały się kluby. Polityczne, nie gentlemana, choć złośliwi twierdzą, że różnica to niezauważalna, bo nikt nam tyle nie da, ile oni tam obiecają. Na dziedzińcu, pod zasadzonym jeszcze w czasach Richelieu Krakowskim Drzewem, puste obietnice składali politycy. Nazwa L’arbre de Cracovie przyjęła się po wojnie sukcesyjnej Stanisława Leszczyńskiego, teścia Ludwika XV, której Francuzi żywo kibicowali. Nie było drzewo zresztą jedynym, kilka ich w Paryżu rosło w różnych miejscach, wszak polityków sporo i każdy gdzieś obiecywać musiał. Mówców kłębiło się tu tyle, że jak pisał świadek – qu’un objet quelconque jeté d’en haut ne serait jamais arrivé à terre – gdyby zrzucić z góry kamień to nie spadłby na ziemie. Duże ułatwienie, bo nie trzeba było celować, żeby osiągnąć cel. Zapotrzebowanie circa 1773 było takie, że drzewo zniknęło zastąpione aleja kasztanowców, tyle Paryż potrzebował obietnic. W czasach rewolucyjnych trzeba było jedynie uważać z promesami na rzecz szlachty, o czym przekonał się jeden idący pod prąd wiatrom zmian młodzieniec za karę wrzucony do basenu, tego samego, w którym za małolata podtopił się Ludwik XIV.

12 lipca 1789 roku do Klubu Rozwścieczonych (le Club des enragés) wpada zziajany mężczyzna i wspina się na krzesło.

Panowie, przybywam z Wersalu! Necker (minister z którym wiązano nadzieje na poprawę sytuacji gospodarczej) został wydalony z Francji a jego miejsce zajął baron de Breteuil, który zażądał głowy Mirabeau! Jego zastępcą w Ministerstwie Wojny został Foulon, który powiedział, że będzie kosił Paryż jak łąkę i gdyby był ministrem – kazałby Francuzom jeść siano!

Posłańca wzięto za szpiega i popychając wrzucono do wspomnianego już basenu. O Marii Antoninie mawia się, że straciła głowę, bo zdziwiona pytała dlaczego Paryżanie nie jedzą ciastek, jeśli zabrakło im chleba. Nie ma to nic wspólnego z prawdą, nigdy takie słowa z jej ust nie padły, ale jak widać w obu wypadkach – z francuską legendą gastronomiczną na wszelki wypadek lepiej nie zadzierać.

Połamanych krzeseł w ogrodzie Palais Royal było po kokardę, nagminnie łamały się pod mówcami. Wygląda na to, że Rewolucja wybuchła dzięki solidnemu stolarzowi, którego mebel utrzymał zdyszanego posłańca złej nowiny. Choć wieści potraktowano z niedowierzaniem, to jednak pada postanowienie obrony Paryża, a może i kuchni francuskiej, bo obiecano nagrodę tym, którzy głowę Foulona przyniosą do mieszczącej się w Palais Royal Café du Caveau! Gwoli ścisłości nie tylko jego, ale dla dobra legendy pomijamy głowy hrabiego Artois, księcia Condé, marszałka de Broglie i Bèrtiera, który tyle zawinił, że córkę Foulona – tego od siana – wziął za żonę.

Rozlega się strzał. Tłum zamiera sparaliżowany, uspakaja się przypominając sobie, że właśnie minęło południe i to jedynie armatka Rousseau. Takiej okazji propagandowej nie można było jednak odpuścić. Szybko ustalają, że to słońce dało sygnał do rewolucji. Le Soleil opuszcza dwór i staje po stronie rewolucji. Wymachujący dwoma pistoletami Camille Desmoulins wspina się na stół (uznanie dla stolarza po raz drugi) i krzyczy:

Le sang coule, notre arrêt est prononcé! Krew płynie! Wyrok został wydany.

Pada rozkaz wymarszu z Palais Royal i zdobycia Bastylii. Niestety, rozczaruję, romantyczna legenda o wymarszu na Bastylię świetnie się sprzedaje, ale z prawdą niewiele ma wspólnego. Camille Desmoulins zadbał o marketing, z którym zupełnie nie poradził sobie Armand-Jean du Plessis de Richelieu, fundator pałacu. Nie dość, że Alexandre Dumas zrobił z niego potwora, to współcześni zrobili z kardynała pozbawionego modestii megalomana. Wystarczyło, że wybudowany pałac nazwał Palais-Cardinal, a już naraził się na zarzuty o brak skromności należnej osobie duchownej. Anegdota mówi, że Richelieu, przygnębiony zarzutami, pałac królowi podarował. Dla świętego spokoju. Oburzonym polecamy dom arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia w Bobrówce. Wszechmocny kardynał nie miał tyle fantazji, żeby daniele hodować.

Niewiele osób wie, że w Palais Royal odbyła się pierwsza paryska wystawa Beaux-Artes. Minister kultury we wszystkich socjalistycznych rządach epoki, Jack Lang, stawiający na dziedzińcu współczesne Kolumny Burrena, żeby mu nie parkowali pod oknami ministerstwa pewnie o tym nie wiedział. Tu tylko urzędował, mieszkał przy placu des Vosges pod numerem 17, gdzie – jak opowiadał profesor Stomma – przez jego łóżko miała się przewinąć plejada gwiazd francuskiej rozrywki, ponoć płci obojga. Może czuł się zobowiązany tradycji, bo w miejscu pracy, na dziedzińcu, gdzie dziś przed świętami bujają się na łyżwach dzieci – w XVIII wieku bujały się dziwki, z którymi umawiał się Napoleon. Romantyczny był. Długo flirtował, jakby to on miał się prostytutce w kokardach podobać, a nie ona jemu. O rodzinę pytał. Romantyk. Barwy Paryża przykryte wstydliwie liściem figowym.

Wróćmy na chwilę do Camille’a Desmoulins, kokardy, kolorów i liści. Gdyby ktoś się nie zorientował, że zieleń to kolor hrabiego Artois, za którego łeb wcześniej wyznaczyli nagrodę – paryskie kasztanowce ogołocono by migiem a Paryżanie chodziliby z liściem na głowie. Burdel rewolucyjny, który ogarnął miasto groził tym, że postrzelą w końcu swoich, dlatego przemawiający w Palais Royal Desmoulins zerwał z drzewa liść kasztanowca i wsuwając go w klapę zaproponował, by w zielonym kolorze nadziei stanowił wspólny znak rozpoznawczy. Na szczęście – dla drzew i rewolucyjnej reputacji ktoś jednak zaproponował, żeby przyjąć niebiesko-czerwoną kokardę w barwach Paryża. Kto? Doświadczenie uczy, że nie ma przypadków a lobbing nie jest wymysłem naszych czasów. Materiału błyskawicznie dostarczyli przysłuchujący się dysputom właściciele pasmanterii mieszczących się pod arkadami pałacu. Towar okazał się deficytowy, więc Paryżanki pospiesznie ściągały bieliznę, by zdobyć odpowiedniego koloru wstążki. Każdy pretekst jest dobry.

Biały, królewski kolor Burbonów dodano za chwilę i takie połączenie zgodnie ze słowami paryskiego mera – było znakiem dostojnego i wiecznego przymierza monarchy z narodem. Wiecznie jest względne, wytrwało do zgilotynowania Ludwika XVI w styczniu 1793 roku. Mówi się, że markiz La Fayette, który jako dowódca Gwardii Narodowej wydał rozkaz szturmu Bastylii – pozostając jednak wiernym królowi – trzy dni po jej zdobyciu podarował Ludwikowi XVI trójkolorową kokardę ze słowami:

Przynoszę ci kokardę, która okrąży świat.

Noszą ją Francuzi dumnie w butonierkach, jednak klucz do zdobytej Bastylii posłał Marie Joseph Paul Yves Roch Gilbert du Motier markiz de Lafayette Jerzemu Waszyngtonowi. Do oglądania w muzeum w Mount Vernon, ale to już inna wycieczka. Z polskim przewodnikiem po Paryżu niekoniecznie.

Centrum Monumentów Narodowych >>