Jest w Rzymie knajpa, gdzie płaci się spore pieniądze, żeby usłyszeć, że jest się tłustym i brzydkim, a po kolacji, że ma się spier…..ć. Goście za niemałe kwoty wręcz entuzjazmują się czekającą ich podróżą. Knajpa nazywa się Parolaccia (przekleństwo). Żarcie mają przyzwoite, szybki spacer po jedzeniu rzeczywiście się przydaje, klną na czym świat stoi, ale wyklinanie gości to nie ich pomysł
20 czerwca 1883 roku Rudolf Salis – pośrednio w efekcie bójki z zielonoplecymi, jak nazywano wówczas alfonsów – zmuszony został do przeniesienia swojego słynnego pijacko artystycznego kabaretu „Le Chat Noir” w inne, mniej prestiżowe miejsce.
Aristide Bruant błyskawicznie przejmuje lokal i pod sufitem wiesza wielką fujarę – „Mirliton”, bo tyle to po francusku znaczy. Pech chciał, że nie dość, że wydał na inwestycję wszystkie oszczędności, to jeszcze się solidnie zadłużył, a w dniu otwarcia do jego Mirliton pies z kulawą nogą nie zajrzał. Późnym wieczorem, przed zamknięciem pojawiło się trzech pijaków, którym poirytowany właściciel kazał spier…ć. Gościom tak się to spodobało, że następnego dnia przyprowadzili kilku kolegów
Paryż oszalał. Tłumy waliły do Mirliton, w świat poszła informacja
że w kabarecie możesz się dowiedzieć od właściciela (jak pewien generał), że „jesteś starym idiotą”, że „dupę masz grubą”, że „na tej ławce zmieściłoby się 15 osób, a ty siedzisz sam”. Za obelgi trzeba było płacić. Aristide w całej stolicy szukał najtańszego i najgorszego piwa, które sprzedawał nie dość, że najdrożej, to jeszcze licząc za pół porcji.
Le Chat Noir witało gości tytularnie: Miłościwy Panie, Wasza Książęca Mość. W Mirliton damy mogły na dzień dobry spodziewać się jedynie (cytujemy): „Uwaga! Idą pindy i to nie byle jakie, towar pierwsza klasa, wyborowy z trzema gwiazdkami”. Oni myśleli, że on żartuje, a jemu smutna przeszłość podchodziła do gardła, dlatego im wymyślał, choć serce miał gołębie.
Aristide Bruant. Najbardziej znany czerwony szal Montmartre. Znają go wszyscy, jak warholowskie puszki Campbell’a, lecz nie wszyscy kojarzą, kto to. Słynny portret wymalował jego kumpel: Henri de Tolouse-Lautrec. W prowadzonej przeze mnie Brasserie mamy malarską kopię innego „Lautrec’a”: portret Rosy La Rouge, prostytutki, którą portretował zafascynowany jej rudymi włosami. Syfilis, którym go zaraziła – w połączeniu z alkoholizmem – posłał go do grobu.
Nie! Zapewniam pana, ja mogę pic dalej! – mawiał karłowaty Tolouse-Lautrec – Do ziemi mam niedaleko. Pije tylko przednie trunki, nie może mi zaszkodzić!
Aaaaa! Bruant dosiadał się do stolików i kazał sobie podawać piwo na rachunek gości licząc ich w piątki po 6 franków, wiele razy drożej, niż normalnie.
Więcej takich historii? Zapraszam na spacer po mieście z historykiem sztuki, licencjonowanym przewodnikiem po Paryżu.
Suivez-Moi! Tomek Jungowski