Wystarczy Francuzom, że z Wiednia sprowadzono im zwłoki Orlątka – syna napoleońskiego, o czym niechętnie tu wspominają. Drôle de guerre – Dziwna Wojna za nami, 14 czerwca 1940 wojska niemieckie wkraczają do Paryża, a w nocy z 14 na 15 grudnia Franciszek, książę Reichstadt trafi z krypt Habsburgów do Les Invalides jako upominek od Adolfa. Zwłoki Napoleona II – dar Wielkiej Rzeszy Niemieckiej dla narodu francuskiego. To trzeba mieć fantazję. Kpili sobie Paryżanie, że Ils nous prennent le charbon et ils nous rendent les cendres – zabierają nam węgiel, a popiół oddają. Kpili, bo niewiele więcej mogli w tej sytuacji zrobić.
Nie dobijajmy ich bagietką.
Istnieje teoria, że tę wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO podstawę mojej otyłości wymyślono w Wiedniu, a do Francji sprowadzono dopiero w XIX wieku. Zawsze to lepiej, niż podziękowanie od Hitlera, ale nadal kulawo dla francuskiej tradycji gastro. Teorii – wątpliwej – mogła się przysłużyć otwarta w 1839 roku pod numerem 92 przy rue de Richelieu Boulangerie Viennoise. August Zang z powodzeniem wpychał tu Paryżanom pieczywo, które dziś, traktowane jak klasyka francuska, nazywamy Pain Viennois, a dodatkowo podnosił im BMI kipferlami – przodkami dzisiejszych croissants. Jak ja go nie lubię…
Bardziej prawdopodobna wersja mówi, że chleb dotychczas sprzedawany w formie bochenków kazał wydłużyć Napoleon I Bonaparte. Nie będziemy się czepiać, że ten to miał problem z rozmiarami i centymetrami, na potrzeby poprawności politycznej przyjmijmy, że naprawdę chodziło o to, żeby wydłużone pieczywo łatwiej mieściło się w żołnierskim plecaku.
Nieprzypadkowo puste butelki nazywa się tutaj cadavre. Zwłokami. Płynnie (nomen omen) można we Francji przejść od zwłok do kuchni. I wice Wersal.
W Paryżu nadal – choć funkcje lokali niejednokrotnie zmienione – znajdą Państwo cudowne fasady dawnych boulangeries-pâtisseries. Zwiedzanie z polskim, licencjonowanym przewodnikiem po Paryżu? Zapraszam, opowiem Państwu piękną historię.