Któregoś dnia w domu Moneta w Argenteuil, Manet miał podejść do sztalug Renoira, spojrzeć i wyszeptać do Moneta: pan jest jego przyjacielem, pan mu powie, żeby dał sobie spokój. Przecież on nie ma za grosz talentu!
Co do jednego impresjoniści byli zgodni, praktycznie cała grupa z Guerbois. Że całkowicie pozbawiony talentu to jest ów „Cezannes”, którego na doczepkę jedynie na wystawę u Nadara w 1874 wzięli, a i to tylko dlatego, że Pissarro się uparł. Ulica Paryska o strzelanie do obrazów farbą posądzała ich wszystkich, ale o Cézanne dodatkowo mawiała, że obrazy maluje miotłą i szpachlą, pędzlem jedynie podpis.
Droższa dziś ta szpachla od tych w Castoramie po inflacji, nagimnastykował się jednak Paul Cézanne zanim triumfalnie „do Luwru” wjechał. Ta sama ręka, której kpiąco Manetowi nie podawał mówiąc, że jej przez tydzień nie mył – wymalowała największą kpinę, którą oficjalnie zgłosił szacownemu jury akademickiemu.
O co chodzi z portretem Achille Emperaire?
Czym do białości rozgrzał profesorów, żeby nie powiedzieć wprost, że wqrwił?
Dlaczego czuli się, jakby tymi różowofioletowymi kalesonami dostali w pysk?
W Paryżu zapowiedzieli dziś śnieg. Zapraszam do Musée d’Orsay. W cieple opowiem.
Dziewczyny, z tym różowym mnie nie poprawiać. Jestem facetem, rozróżniam tylko trzy kolory. Dla mnie to równie dobrze może być fuksja.